Czasami lubię sobie wrócić do lektury raportu Instytutu Spraw Publicznych z roku 1999 - "Posiadanie broni palnej przez obywateli". Zarys historyczny: pod koniec lat 90. XX wieku debatowano w Polsce na temat dostępu do broni w kontekście nowej ustawy reglamentacyjnej. Instytut Spraw Publicznych (ośrodek powstały w celu zapewnienia zaplecza naukowego i intelektualnego dla posłów i senatorów) opublikował wówczas ekspertyzę Józefa Wójcikiewicza, do której przedmowę (wprowadzenie) napisał prof. Jan Widacki. Stała się ona częścią oficjalnej, rządowej argumentacji przeciwko luzowaniu przepisów. Tekst ten, wypełniony po brzegi odnośnikami do wyselekcjonowanych pod tezę streszczeń artykułów naukowych, wydatnie pomógł ówczesnym politykom w podjęciu decyzji, że jednak broń palna w Polsce winna podlegać ścisłej i uznaniowej reglamentacji. Autorzy stwierdzili w raporcie, że "upowszechnienie broni w polskim społeczeństwie nie leży ani w interesie bezpieczeństwa obywateli, ani w interesie bezpieczeństwa państwa" oraz że "rola broni palnej jako narzędzia służącego do samoobrony jest dość iluzoryczna". Za negatywny przykład, do czego prowadzi "rozmiękczanie" regulacji, posłużyła im oczywiście Ameryka. Dlatego jest rzeczą absolutnie kluczową, aby każdy zwolennik broni palnej w Polsce znał realia amerykańskie i potrafił rzeczowo i merytorycznie debunkować treści zawarte w podobnych "ekspertyzach". One potem decydują o kształcie prawa w naszym kraju. Aby uwiarygodnić wersję, że Polacy nie mogą mieć ułatwionego dostępu do broni, Wójcikiewicz, Widacki i inni podpierali się autorytetem Hemenwaya i jego sondażem dot. częstości użycia broni w defensywie, który został celowo skonstruowany w taki sposób, aby MAKSYMALNIE ZANIŻYĆ SZACUNKI DGU. Przytoczyli również kuriozalną analogię z UFO. Bezkrytycznie cytowali prace Kellermanna, w tym jego głośną analizę, porównującą Seattle z Vancouver. Wójcikiewicz powtórzył (za amerykańskimi lekarzami), iż obydwa miasta są do siebie podobne i jedyne,...