Trochę mi się ulało. We wszystkie strony i to dosłownie.
Bo jesteśmy w stanie do ostatniej chwili, ostatnimi resztkami sił bronić winnego. O ile tylko stoi po naszej stronie.
Rozumiecie - nie że milczymy, że machamy ręką "a róbcie z nim, co chcecie". Nie, my go bronimy, jakby ofiary nie było.
Nie lewica. Nie prawica. My wszyscy.